Życie wraca na właściwe tory. W lutym narty, od wiosny włóczęgi po okolicy i weekendowe wypady. Od lat maratony są dobrym pretekstem do weekendu w jakimś fajnym mieście. Tym razem padło na Gandawę. Tylko 220 km od Luksemburga. 40 km od Brukseli. Jedno z głównych, wraz z Brugią, pererełek Belgii. Całkiem zasłużenie. Flamandzka Starówka z bogato zdobionymi kamienicami, atrakcyjne położenie nad kanałami oplatającymi miasto, kilka sakralnych zabytków, prężny uniwersytet i mamy miasto z niezapomnianym klimatem. Stare i młode jednocześnie. Na szczęście niezbyt duże po zwiedzanie dzień przed maratonem, w 2 godziny zaledwie ....to niewiele. Na szcżęście nastepnego dnia cieszyliśmy się miastem i okolicami , bez aparatu fotograficznego przez kolejne 42,195 km
Widokowo nie powiem fajne, nazwa jakby skądś znana;ale nie strasz mnie z maratonami...42 km..jak z lublina do nałęczowa. Dziękuję bardzo
OdpowiedzUsuńkwestia stylu życia ;) ale mnie regularne uprawianie sportu jest tak naturalne jak oddychanie. Maraton owszem jest wyzwaniem, wysiłkiem ...ale cóż ten ból też lubię ;)
Usuń