J3 Col de Ferret 2537m npm

Trzeciego dnia wędrówki nie spodziewałam się już niczego. Założyłam, że będzie mozoł, znój i kupę mgły. Nie założyłam, że poznam smak zimowego zdobywania przełęczy i że po raz pierwszy w życiu ulepię bałwana w sierpniu :) Zaczęło się niewinną mgłą, a potem weszliśmy do prawdziwego Mordoru. (Tolkien musiał to przeżyć w górach). Kiedy my dość dziarsko i z uśmiechem rzucaliśmy się śnieżkami, Ci idący z drugiej strony już takiej radosnej miny nie mieli. Winter is coming. Do przełęczy od zawietrznej ...na przełęczy prawdziwie himalajski urwiłeb wiatr. Pizgało takim złem, że chyba żadna fotka tego nie odda. Od strony włoskiej zimowy warun, śnieg po samą dupę, mało widoczny szlak, ślisko. Oj, a kto raczki pakuje przy 35 stopniach. żmudnie , mozolnie , ale do przodu. Spóźniliśmy się na lunch w schronisku, więc głodni doszliśmy na kolejny nocleg. Tym razem we Włoszech. Z Champex Lac ( Szwajcaria ) przez wioskę La Fouly , przełęcz Ferret dotarliśmy do Lavachey we Włoszech. Kolejne jakieś 1200m w górę, 1000 w dół i 20km w nogach

Komentarze

  1. :-) bałwan to też Wasze dzieło?cudnie wygląda ten obsadziony kamień.a zielone góry...obłęd moje ukochane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nasze dzieło :) a lodowiec dostrzegłeś na ostatnim zdjęciu ?

      Usuń
  2. Z prawej strony te dwa białe jezory śniegu?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz